Alojzy Wowra z Świerklan od pół wieku podróżuje tylko Syrenką

Alojzy Wowra z Świerklan od pół wieku podróżuje tylko Syrenką

14.01.2012 20:08:54

Gdy w 1960 roku Alojzy Wowra odbierał z katowickiego Polmozbytu swoją Syrenę 101 nawet nie przypuszczał, że pół wieku później nadal będzie ona stała w jego garażu. Teraz, kiedy mieszkaniec Świerklan podnosi maskę błękitnego auta, wracają wspomnienia. A kiedy wyjeżdża autem z garażu sąsiedzi z zaciekawieniem wychylają się z okien swoich domów. – Jeśli w latach 60-tych ktoś chciał kupić samochód, to musiał otrzymać specjalny przydział. Pracowałem wtedy na kopalni i to zakład pracy musiał potwierdzić mój wniosek o auto – wspomina Alojzy Wowra. – Syrenka prezentowała się ślicznie, była beżowa z zielonym dachem. Do dziś ma też oryginalne beżowe koła. Choć wtedy wolałem jakiś ciemniejszy kolor, to nie można było wybrzydzać – dodaje z uśmiechem.

Choć auto ma niewielki, dwucylindrowy silnik o pojemności zaledwie 750 cm sześciennych, nie raz przewoziło ogromne ciężary. – Pamiętam jak razem z kolegą wieźliśmy spod Częstochowy dwa kuchenne piece kaflowe. Gdy zatrzymała nas policja musieliśmy się gęsto tłumaczyć, nie tylko skąd mamy piece, ale też jak zmieściliśmy je do Syrenki – mówi mieszkaniec Świerklan. – Innym razem przewoziłem z Żor rury drenarskie ważące prawie tonę. Syrenka i tym razem dała radę – dodaje.

Samochód Alojzego Wowry ma na liczniku ponad 300 tysięcy kilometrów. W tym czasie nie brał udziału w żadnej kolizji.

Właściciel często woził za to dzieci do chrztów oraz młode pary do ślubu.

– Gdy kupiłem moją “101” w całej miejscowości było tylko kilka aut. Co tydzień więc kogoś woziłem. Gdy miałem jeździć z młodą panią z Rybnika, specjalnie obróciłem siedzenie tak, by wygodniej się wsiadało. Kobieta była zaskoczona i pytała czy w każdej Syrenie jest tak wygodnie – wspomina z uśmiechem Alojzy Wowra. Jak przyznaje swoim samochodem przejechał cały Śląsk, gdy przez okres 7 lat woził księdza prałata Henryka Ligonia.

W 1973 roku auto przeszło generalny remont i zostało przemalowane na błękitny kolor. – Po remoncie pojechałem nim w najdłuższą trasę, jaką przebyła moja Syrenka. Byłem w NRD, gdzie można było w tych czasach kupić rzeczy niedostępne w kraju – mówi Alojzy.

Przez wszystkie lata mieszkaniec Świerklan zawsze sam naprawiał swoje auto. – Kiedy jechałem gdzieś dalej, to sprawdzałem auto. Nie udało mi się jednak uniknąć niespodzianek. Wadą syrenek była pękająca uszczelka między cylindrami. Gdy się zepsuła nie można było dalej jechać. Kilka razy wymieniałem ją więc na poboczu drogi – mówi Alojzy – Sam też kilkakrotnie rozbierałem silnik. Mechanik pracował przy tym aucie tylko raz, podczas pierwszego przeglądu – dodaje.
Alojzy Wowra naprawiał zresztą nie tylko swoje auto.
– Nie raz naprawiałem syrenki znajomych czy nawet nadsztygara z kopalni. Skrzynia biegów jest bardzo wrażliwa i jeśli nie umiało się dobrze zmieniać biegów, to łatwo było ją zepsuć. Moje auto jest jednak nadal sprawne – podkreśla Alojzy Wowra.

Pytany o to, jak to się stało, że przez tyle lat nigdy nie pozbył się samochodu odpowiada bez wahania. – Od dziecka kocham motoryzację. Gdy byłem mały potrafiłem po samym dźwięku rozpoznać jaki motor jedzie drogą – mówi. – Choć miałem wiele samochodów to jednak do Syrenki mam wielki sentyment. Uwielbiam stare auta i mimo propozycji nigdy nie chciałem sprzedać mojej “101” – mówi. Teraz wysłużony samochód, jak na antyk przystało, stoi w garażu. – Córka chce, żebym przekazał jej auto. Pewnie tak zrobię, jeśli obieca, że go nie sprzeda, tylko będzie nim jeździła – podkreśla Alojzy Wowra.

Autor: ADI
Źródło: www.rybnik.naszemiasto.pl & DZIENNIK ZACHODNI