Prawie trzy lata temu, na początku mojej „kariery” w Czechach, zaczęłam pracę na produkcji. Za namową koleżanki pojawiłam się na spotkaniu rekrutacyjnym polsko-czeskiej agencji pośrednictwa pracy. Młoda, miła pani w jastrzębskim McDonaldzie zebrała wokół siebie kilkanaście osób i zachwalała pracę u naszego południowego sąsiada. Nie wiem, czy w ogóle, ale w firmie, do której trafiłam, na pewno, bo miała z nimi umowę. Potem były badania lekarskie, szkolenie i praca. Wszystko w przeciągu kilku dni.